Dwoje staruszków zasiada do śniadania. To 60. rocznica ich ślubu i kolejne śniadanie, na którym jak co rano staruszka myśli: „Znowu oddaję mu moją ulubioną górę bułki. Ale tak powinno być, przecież go kocham!” I wtedy odzywa się staruszek: „Kochanie, czy ja chociaż dzisiaj, w dniu naszego święta, mógłbym dostać dół bułki? Całe życie ci dół oddaję chociaż nie cierpię zjadać góry!”

Być może od razu pomyśleliście, że temat będzie o braku komunikacji (i rzeczywiście jej tu zabrakło), ale tu dzieje się coś jeszcze ciekawszego: każdy z bohaterów tej historyjki tak naprawdę całe życie nie był w „swoim biznesie”.

O co chodzi? Pierwszy raz o „Trzech biznesach” usłyszałam wiele lat temu na warsztatach Byron Katie. Od tej pory jest to obowiązkowy punkt pracy z moimi klientami na sesjach Lovefiting.

Zgodnie z nauką Byron w życiu są trzy biznesy:

  1. To jaka jest pogoda, kolor oczu, choroby, gospodarka, pandemia – to biznes Boga, siły wyższej (nazwa dowolna). Kluczowe jest to, że NIE MAMY NA TE RZECZY WPŁYWU.
  2. To co ktoś o nas myśli, jak nas oceni, co o nas mówią inni, jak zinterpretują nasze zachowania etc. to biznes drugiej osoby. Jak myślicie, czy mamy na to wpływ? Nie, nie mamy na to wpływu.
  3. To co zrobisz, jakie decyzje podejmiesz, co pomyślisz – to twój biznes. Jedyny na jaki masz wpływ…

Kłopot w tym, że najczęściej siedzimy w biznesie drugiej osoby, próbując robić i mówić takie rzeczy, które zapewnią nam jej „przychylność”. Łudzimy się, że druga osoba doceni nasze poświęcenie, okaże nam za to miłość i wdzięczność, a przez to często męczymy się razem i jemy nie te części bułeczek, które lubimy.

Moją ulubioną historią o „nie byciu w swoim biznesie” była praca z pewnym mężczyzną, który tkwił w wypalonym związku, ale pozostawanie w nim tłumaczył tym, że nie może odejść od swojej partnerki, bo ona sobie sama nie poradzi. Jest taka bezradna i wrażliwa, na pewno się załamie. Po prostu nie może jej tego zrobić.

tak tkwił w tym układzie. Tkwił aż do momentu, gdy… to ona odeszła! Zakochała się w koledze z pracy, w ciągu jednego dnia spakowała walizki i zostawiła mojego klienta tak po prostu.

Czy zrobiła coś okropnego?

Na pierwszy rzut oka okazała się niewdzięczna, ale to ona postanowiła być w „swoim biznesie”. Poszła za uczuciem, w konsekwencji uwalniając też mojego klienta (który dzisiaj ma cudowną rodzinę i jest jej bardzo wdzięczny za tę odwagę).

To, że nie jesteśmy w swoim biznesie, to nic innego jak szukanie miłości i aprobaty u innych.

Zaczyna się bardzo wcześnie – już jako dzieci uczymy się tego co sprawia przyjemność innym i za co dostajemy od nich „głaski“ oraz akceptację.

Pojawia się w nas przekonanie, że zginiemy bez uznania i miłości rodziców. Bardzo wcześnie zaczynamy porzucać siebie, wchodzić nie w swój biznes i robić to co daje nam ich akceptację.

Potem zaczynamy walczyć o uznanie otoczenia, potem społeczeństwa i tak dalej.

Z czasem wpadamy po prostu w nałóg nie bycia w swoim biznesie, aż w pewnym momencie nawet nie zauważamy, że prowadzimy całe swoje życie pod kątem zdobycia miłości i akceptacji innych!

Będąc w biznesie drugiej osoby rodzimy dzieci, wybieramy studia, których nie cierpimy, wyjeżdżamy za kimś zagranicę, nie mówimy prawdy o naszych przyjaźniach, zgadzamy się na złe traktowanie w pracy.

Czy można coś z tym zrobić?

Moim klientom sugeruję: zadawaj sobie często pytanie czy robiąc coś, mówiąc, decydując na coś, jesteś w swoim biznesie. Czy przypadkiem właśnie nie próbujesz dostać głasków, rezygnując z tego, czego naprawdę chcesz.

Jestem o tym całkowicie przekonana, że gdybyśmy zostawali wszyscy w swoim biznesie, życie byłoby prostsze i… bardziej nasze.

Magdalena Czaja, twórczyni metody Lovefiting®, która pomaga ludziom znaleźć spełnienie w miłości. Mentorka, certyfikowana coach, wykładowczyni, trenerka rozwoju osobistego, a także, od 20 lat kobieta w biznesie. Jej największą motywacją do pracy z ludźmi, są zmiany jakie zachodzą w ich życiu po wspólnej pracy na sesjach indywidualnych i warsztatach.