„Czy jesteś szczęśliwa?” – słyszę to pytanie coraz częściej i przez jakiś czas powodowało ono, że czułam się nieswojo. Zdawałam sobie sprawę, że pytający mają nadzieję, że ja – ich coach, trenerka – powiem „zdecydowanie tak”. Znam przecież narzędzia, metody, sposoby, a przede wszystkim z pewnością mam już wszystko „przerobione”.

Prawdziwa odpowiedź jest taka, że jak większość z nas szczęśliwa bywam, ale nauczyłam się pewnych sztuczek, która powodują, że na fali szczęśliwości udaje mi się unosić coraz częściej i dłużej.

Kiedy rozmawiam o poczuciu szczęścia z parami, to widzę, że każdy z nas może zdefiniować bycie szczęśliwym inaczej. Dla jednych to moment eksplozji radości, dla innych poczucie miłości i jedności z drugą osobą, dla jeszcze innych to ogromne poczucie spokoju. Wszystkich jednak łączy pewien rodzaj poczucia spełnienia, w którym chcemy przebywać jak najczęściej.

Chcę podzielić się trzema sposobami, które pomagają osiągnąć ten cel. Jedyny warunek jest taki, że trzeba ich używać:

Potraktuj szczęśliwy moment jak kotwicę

Zastanów się: kiedy czuję się szczęśliwy? Każdy z nas zapytany o taki moment jest w stanie podać chociaż jeden: narodziny dziecka, zdany egzamin, zakup wymarzonego domu, randka z ukochaną osobą… Przypomnij sobie ten moment tak dokładnie, jak tylko potrafisz. Uruchom wszystkie zmysły: co widziałeś, co słyszałeś, jaki zapach czułeś? Ale najważniejsze: Co czułeś? Jakie to uczucie w ciele? Radość, entuzjazm, spokój, miłość? Nie wiem, czy wiesz, ale dla naszego mózgu nie ma znaczenia czy coś faktycznie się dzieje, czy tylko o tym myślimy! Dla naszego umysłu to dzieje się tu i teraz, naprawdę.

Oto przykład: około 50 lat temu australijski badacz Alan Richardson wybrał trzy grupy koszykarzy i podzielił ich na trzy zespoły: pierwsza ćwiczyła rzuty do kosza na sali, druga nie robiła zupełnie nic, trzecia…tylko o rzutach myślała (czyli wyobrażała sobie trafne rzuty). Wyniki były co najmniej zaskakujące: grupa faktycznie ćwicząca rzuty na sali poprawiła wyniki o 24%, druga (nie robiąca nic) nie polepszyła wyników, trzecia, tylko myśląca o rzutach, poprawiła wyniki o…23%!!!

O czym to świadczy? Kiedy czujesz się źle i zaczniesz realistycznie przywoływać swój moment szczęścia, zareaguje Twoje ciało i psychika. Poczujesz się nie tylko lepiej, ale może wydarzyć się coś jeszcze innego: możesz czuć się szczęśliwy coraz częściej! Dlaczego?

„Milk it” – zauważ, zatrzymaj i rozkoszuj się!

To chyba moje największe odkrycie: odkąd zaczęłam zupełnie świadomie zauważać małe momenty satysfakcji i wysysać z nich każdą kropelkę radości i spełnienia – tym częściej czuję się szczęśliwa! Zupełnie jakby moja skupienie na nich przyciągało więcej takich momentów – co czasami wygląda jak małe „cuda”!

Oto bardzo świeży przykład z tego lata:

Pojechałam odebrać mojego syna wracającego z kolonii. Odbiór był na pustym parkingu, temperatura podchodziła pod 40 stopni, a autobus miał godzinne opóźnienie. Inni rodzice siedzieli w samochodach, a ja przyjechałam taksówką i czułam jak powoli wtapiam się w asfalt… Nagle zauważyłam ośrodek nauki jazdy, a w nim drzewo z ławeczką. Kiedy już usiadałam sobie w cieniu, zamknęłam oczy i pomyślałam: Ale mam szczęście!!! Jedno drzewo, ławeczka, cień, wiaterek… Jak mi dobrze!!!! (Co zrobiłam? Zauważyłam dobry moment, przytrzymałam go i poczułam radość, że nie muszę stać na słońcu).

W tym momencie, kiedy siedziałam z zamkniętymi oczami ciesząc się cudownym zbiegiem okoliczności, usłyszałam męski głos:

– Pani na egzamin? Bo jak nie, to muszę zamknąć bramę.

– O nieeeeee… Czekam na autobus z dziećmi i uciekłam od słońca. Mam jeszcze godzinę czekania.

Przyznam, że przez chwilę zwątpiłam w moją wiarę, że wdzięczność za szczęśliwe chwile przyciąga ich więcej.

– To wie Pani co, pójdę i otworzę dla Pani boczną furtkę. Niech sobie Pani siedzi.

(Ahhhhh! Ja to jednak mam szczęście!!!)

A Pan kontynuował:

– A w ogóle to może przyniosę Pani wody??

I przyniósł.

Nie wiem, jak opisać jak bardzo rozczuliła mnie troska tego starszego Pana o mnie. Jedyne, co mogłam mu powiedzieć to to, że jest moim Aniołem.

Być może ta technika wygląda na zbyt prostą, ale uwierz mi, że większość z nas nie potrafi zauważać jak wiele dobrych momentów spotyka nas na co dzień. A już bardzo niewiele osób potrafi je „wyssać” do ostatniej kropli i rozkoszować się tym, co ze sobą niosą.

Po efektach pracy moich pacjentów widzę, że stosowanie takiego podejścia w ich życiu powoduje nijako zmianę (jak ja to nazywam): soczewki w oku.

Zaczynamy coraz więcej dobrych rzeczy zauważać i czuć się coraz szczęśliwsi. Możemy nawet mieć wrażenie, że to nasze życie się zmieniło!

Licz swoje błogosławieństwa

Proste ćwiczenie znane wielu osobom, a jednak bardzo pomagające w „zmianie soczewki na pozytywną”. Codzienne zapisz pięć (nowych rzeczy), za które jesteś wdzięczny. Zrób z tego swój rytuał, a po 21 dniach zobaczysz z jaką łatwością zaczynasz zauważać, ile masz szczęścia w życiu.

Bardzo często spotykam się z podejściem, że szczęście to coś na zewnątrz nas. I to dość kapryśne, bo do innych przychodzi jakoś częściej…Wierzę bardzo w to, że to my jesteśmy magnesem, który przyciąga szczęśliwe chwile jak opiłki metalu. Dlatego też od dzisiaj jak najczęściej mów sobie i całemu światu: „Ja to mam szczęście” i patrz, jak zmienia się Twoje życie.

 
Magdalena Czaja, twórczyni metody Lovefiting®, która pomaga ludziom znaleźć spełnienie w miłości. Mentorka, certyfikowana coach, wykładowczyni, trenerka rozwoju osobistego, a także, od 20 lat kobieta w biznesie. Jej największą motywacją do pracy z ludźmi, są zmiany jakie zachodzą w ich życiu po wspólnej pracy na sesjach indywidualnych i warsztatach.