Życie samo w sobie jest skomplikowane, ale dopiero po wejściu w bliską relację z drugą osobą zaczyna się prawdziwa zabawa! Zalani na początku hormonami szczęścia, prawie wszyscy dajemy się złapać na te same podstępne mechanizmy, które później często niszczą pięknie rozpoczętą historię. Silna potrzeba niemalże scalenia się ze sobą nawzajem to jeden z nich.
Na samym początku miłosnej znajomości uruchamiają się w nas potrzeby i odruchy, by być z ukochaną osobą jak najczęściej i najbliżej jak tylko się da. Każda chwila bez niej to wieczność i męki piekielne. Chcemy robić wszystko razem, chcemy być w kontakcie – zawsze i wszędzie.
Okazuje się wtedy, że lubimy dokładnie te same rzeczy (rezygnując ze swoich prawdziwych preferencji), tak samo spędzamy czas i jeszcze na dokładkę chcemy znać każdą myśl ukochanego.
W takim stanie żyjemy przez jakiś czas iluzją, że już zawsze będzie tak cudownie, jak w czasie tej młodej miłości, którą nazywam „okresem promocji”.
Właśnie w tym splątaniu ze sobą, w tym wiecznym „razem”, pomału gubimy gdzieś po drodze siebie, a związek zaczyna stawać się relacją toksyczną i obumiera.
Rozczarowani sobą
To wtedy odkrywamy, że tym procesie ciągłej bliskości i zależności, tracimy gdzieś namiętność i zachwyt drugą osobą. Przecież już wszystko o niej wiemy: co powie, co wybierze, jaką ma opinię. Zanika cudowne napięcie między tym, co męskie i co kobiece, stajemy się nudni, przewidywalni, a co za tym idzie – rozczarowani sobą.
Na jedną z moich sesji przyszedł Kuba (mężczyzna w średnim wieku, w trwającym kilka lat związku). Miał łzy w oczach. Ewidentnie coś złego działo się w jego relacji.
Twierdził, że robi wszystko to, czego oczekuje od niego partnerka, ale przynosi to zdecydowanie odwrotny od zamierzonego efekt. Zamiast zadowolenia słyszy ciągle zarzuty – że spędza z nią za mało czasu, że stał się jakiś mniej ciekawy, że się zaniedbał, że kiedyś było lepiej…
Im bardziej się starał dostosować do partnerki, tym gorszy przynosiło to skutek. Zapytałam go o początek ich znajomości. Okazało się, że spotkały się wtedy dwie bardzo ciekawe i pełne życia osobowości. Ona samodzielna kobieta biznesu (co mu się bardzo podobało) ze swoimi zainteresowaniami, on człowiek z sukcesami na koncie, o wielu pasjach i z wielką miłością do kolarstwa szosowego. Zachwycili się nawzajem tym swoim bogactwem – on był z niej dumny, ona podziwiała jego sukcesy sportowe.
Z czasem pod płaszczykiem potrzeby jak najczęstszego przebywania razem i pod silnym wpływem partnerki, Kuba zaczął rezygnować ze swojej pasji. Owszem, spędzali czas ciekawie razem, ale to ona go organizowała i decydowała o wszystkim.
Zadałam mu pytanie, czy wie co najbardziej zachwycało jego dziewczynę na samym początku znajomości – powiedział: „Największy zachwyt i tęsknotę widziałem w jej oczach, gdy wracałem taki ubłocony i spocony z wypadów z chłopakami…” Ale… nie pamiętał, kiedy na takim wyjeździe był ostatnio! Z tej sesji wyszedł z postanowieniem, że wraca do swojego hobby, co też (z miłością) oświadczył swojej partnerce. Zrozumiał, że wyrzekanie się lęku przed utratą akceptacji i miłości partnerki paradoksalnie „wygaszało” ich relację. Ostatecznie okazało się, że decyzja o powrocie do swojej pasji i do swojego świata była jedną z tych rzeczy, która ponownie ożywiła ich związek.
Będąc na etapie „scalenia się” z drugą osobą, często zatracamy nasze granice i przestajemy być tym interesującym człowiekiem, w jakim nasz partner się zakochał. Często także przestajemy wyrażać prawdziwych siebie, udając kogoś, kogo (jak uważamy) nasz partner chce mieć przy sobie. Bo tak naprawdę głęboko w podświadomości jesteśmy przekonani, że nie da się nas kochać takimi jacy jesteśmy.
Właśnie. W nadziei, że gdy oddamy swoją indywidualność i wolność nie stracimy miłości, doprowadzamy do związku dwojga współuzależnionych i niespełnionych ludzi.
Jak to pięknie powiedziała Esther Perel: „Pożądanie jest jak most, który trzeba przekroczyć”.
Zadajcie sobie pytanie, kiedy najbardziej czujecie najcieplejsze uczucia do ukochanej osoby? Radość, dumę, czułość, miłość? Kiedy wyjedzie? Gdy się spotykacie po przerwie? Gdy jest na scenie oklaskiwana przez innych? Kiedy odnosi jakiś sukces? A może gdy jesteście na jakiejś imprezie i możesz go obserwować wśród innych z daleka? To jest właśnie ten most – chwilowe oddalenie, rozłąka, czas na rozejście się do swoich światów.
Bo jak można, parafrazując Perel, pożądać tego, co już się ma i to na stałe, zawsze pod ręką? Ten most to symbol dwóch brzegów, ale i ich połączenia. Pozwalajcie sobie na bycie od czasu do czasu osobno, każdy na swoim brzegu, by potem znów wrócić i opowiadać o nim tej najbliższej osobie. Niech zawsze będzie ciekawie, niech będzie ogień.
*Imię bohatera zostało zmienione
Magdalena Czaja, twórczyni metody Lovefiting®, która pomaga ludziom znaleźć spełnienie w miłości. Mentorka, certyfikowana coach, wykładowczyni, trenerka rozwoju osobistego, a także, od 20 lat kobieta w biznesie. Jej największą motywacją do pracy z ludźmi, są zmiany jakie zachodzą w ich życiu po wspólnej pracy na sesjach indywidualnych i warsztatach. Masz pytania? Spostrzeżenia? Napisz do mnie: info@magdalenaczaja.com.