„Przykro mi, że to cię spotkało”. Wiem, że te słowa działają, bo gdy w czasie sesji słucham trudnych historii moich klientów, po tych słowach często pada: „Mam poczucie, że ktoś mnie wreszcie rozumie”.

Zamawiam taksówkę. Gdy już mam sprawdzać co się stało – bo czas dojazdu minął – dzwoni pani kierująca taksówką:
– Gdzie pani jest?
– Stoję i czekam na panią pod adresem, który wpisałam.
– No ja tu jestem, a pani nie ma.

Słyszę, że jest poirytowana.
– To nie rozumiem, bo ja tu czekam…
– Ale gdzie? Bo tu, gdzie jestem, pani nie ma.
– A gdzie pani jest?

I ja zaczynam się irytować.
– Na ulicy Miłosnej 7.
– Aaa, a ja zamawiałam na Śliczną 10!
– No to co ja mam teraz zrobić? Nie dość, że zamawia pani opcję „light” to jeszcze na zły adres!

Przyjechała. Zła jak osa. Ja też wsiadłam obrażona.
– Czy pani wie, jakie ja gorsze zarabiam? A jak jeszcze muszę dojeżdżać dwa razy, bo zły adres, to już w ogóle!
– Ale ja wpisałam dobry adres! Ten system czasem sam zmienia… 

Jeszcze się bronię, ale widzę, że to bez sensu. Jedziemy w ciszy. Widzę jak nerwowo zmienia biegi, burczy pod nosem, a u mnie powoli zaczyna się zupełnie inny proces myślowy.

Myślę sobie, że i taksówkarze mieli ciężko przez pandemię. Wielu zawiesiło działalność, musieli się przebranżawiać. A ja nie wyobrażam sobie życia bez taksówek. Powoli zaczynam zauważać tę kobietę. Okazuje się, że słucha „mojej” stacji radiowej, pod oknem wisi zdjęcie dziecka…

Dojeżdżamy, płatność schodzi automatycznie z mojej karty, a ja mówię do niej:– Wie pani co, rozumiem wkurzenie. Też bym się zdenerwowała. Przepraszam za zamieszanie.

Widzę, jak wypuszcza powietrze i prostuje się na siedzeniu.
– Nie, nic się nie stało. Ja wiem, że oni czasem mieszają.
– Ale ja to rozumiem. Proszę. – Próbuję jej wręczyć dodatkowe pieniądze, które jak pomyślałam, pokryją koszt dodatkowej drogi do mnie.
– Nie, nieee. – Odwraca się do mnie uśmiechnięta. – Jest OK. Podwiozę panią kawałek, bo tu są kałuże.

Jeśli chcesz dać komuś najpiękniejszy prezent, to przyznaj mu rację i okaż zrozumienie. Jest jakaś niezwykła magia w tym, gdy ktoś mówi, że nas rozumie, nie ocenia, nie doradza, nie odradza. Tylko rozumie.

Zagubieni we własnych emocjach, zdenerwowani, w poczuciu, że świat jest przeciwko nam, mamy ogromną potrzebę, by ktoś po ludzku zrozumiał, że przechodzimy to co przechodzimy. Że mamy prawo czuć to, co czujemy.

Niestety w codziennym życiu najczęściej robimy coś zupełnie przeciwnego! Skarżąca się na partnera córka najczęściej w odpowiedzi usłyszy od matki: „Nie narzekaj. Są gorsi. Grunt, że nie pije i dba o dzieci”. Albo: „Sama sobie takiego wybrałaś, to masz”.

Żona, która skarży się na swoją pracę mężowi, usłyszy: „To weź coś z tym zrób! Już ci od roku mówię zmień tę pracę!”. Chorej osobie, która mówi nam, jak bardzo się boi, mówimy: „Wszystko będzie dobrze! Myśl pozytywnie”. Nawet dziecku, które skarży się na nauczyciela mówimy: „Daj spokój! Nie jest taka zła. To ty się weź do nauki!”.

Mając nawet najlepsze intencje, dewaluujemy uczucia drugiej osoby, co powoduje efekt odwrotny do zamierzonego. Nasz rozmówca czuje się jeszcze bardziej osamotniony i niezrozumiany.

Nie znam lepszych słów na ukojenie emocji drugiej osoby, jak te proste zwroty:– Rozumiem, to musi być bardzo trudne dla ciebie. Przykro mi, że cię to spotkało.

I wiem, że to działa, bo w czasie, gdy na sesjach słucham trudnych historii moich klientów, to po tych słowach właśnie często słyszę: „Mam poczucie, że ktoś mnie wreszcie rozumie”.

Na koniec jeszcze jedna, moja ulubiona historia z tej serii. W czasach, gdy prowadziłam agencję reklamową, wracałam ze spotkania z grupką pracowników do Warszawy pociągiem. Weszliśmy od razu do „Warsu”. Widziałam, że obsługa siedzi, nie pracuje, ale nie domyśliłam się, że mają przerwę.

Po chwili podszedł do nas bardzo postawny pan i niemiłym tonem powiedział:
– „Wars” nieczynny. Mamy przerwę. Też musimy odpocząć!

Zrobiło się niemiło, bo zrozumieliśmy, że mamy wyjść. Ale ja zauważyłam, jacy ci ludzie byli zmęczeni – trasa w dwie strony z jednego końca Polski na drugą… Spojrzałam na pana i powiedziałam:
– Wie pan co, bardzo państwa przepraszamy. Faktycznie, w ogóle nie pomyśleliśmy! Przecież wy musicie być wykończeni! To bardzo wymagająca praca. Rozumiem pana. Już wychodzimy.

I stał się cud! Pan po chwili konsternacji powiedział z uśmiechem:
– A gdzie tam będziecie chodzić, jak już tu jesteście! Zaraz wam coś podamy! Piotrek, skacz za bar!

 

P.S. Serdecznie pozdrawiam Panią z taksówki i Pana pracującego w „Warsie”

 

Magdalena Czaja, twórczyni metody Lovefiting®, która pomaga ludziom znaleźć spełnienie w miłości. Mentorka, certyfikowana coach, wykładowczyni, trenerka rozwoju osobistego, a także, od 20 lat kobieta w biznesie. Jej największą motywacją do pracy z ludźmi, są zmiany jakie zachodzą w ich życiu po wspólnej pracy na sesjach indywidualnych i warsztatach.